Lodospady... wspinanie po zamarzniętej wodzie. Czymś niesamowicie ulotnym, dziś jest, jutro może zniknąć... Czemu by nie spróbować? Z tym założeniem ruszyliśmy z Kubą do doliny Staroleśnej w Tatrach Słowackich. Już wcześniej miałem okazję wspinać się w lodzie - w Dolomitach podczas sylwestrowego wyjazdu, nad Zmarzłym Stawem nieopodal Hali Gąsienicowej oraz na Kieleckiej Kadzielni.
Lodospady nieopodal włoskiej miejscowości Sappada.
Wszystko to jednak było wspinaniem na wędkę. Dwa razy spróbowałem prowadzenia lecz za każdym z nich spadał mi rak co udaremniało czyste przejście.
O 4 wyruszamy z Krakowa. Grande punto mknie po pustych szosach i już o 6 parkujemy w Starym Smokowcu. Jako pierwszy cel pada dwu wyciągowy lodospad Grosza. Podejście zajmuje nam godzinę i 45 minut.
Przed pierwszym wyciągiem lodospadu Grosza.
Szybkie przeszpejenie i wbijam pierwszą dziabę w lód. Pierwszy wyciąg jest bardzo łatwy (WI 2+/3). Lód jest połogi lecz bardzo mokry. Wręcz, po jego powierzchni spływa mała rzeka. To przez ferelną tegoroczną zimę, w środku lutego temperatura na plusie, nawet w nocy... Masakra.
Dziab, dziab, dziab idę w górę w niesamowicie plastycznym lodzie. Zakładam stanowisko i już za chwilę Kuba zjawia się na górze.
Kuba mknie do góry.
Podchodzimy kawałek polem śnieżnym i nadchodzi czas na prawdziwą zabawę. Górny lodospad prezentuje się bardzo okazale (WI 4). Niestety topniejący lód płata nam figle i prysznicem spada na nas woda. No trudno, taki mamy już klimat...
Górny lodospad Grosza.
Kuba wbija się na prowadzenie. Dzab, dziab, wkręcenie śruby i dalej. Odłupany lód spada kaskadą na dół. Pionowym kominem wyprowadza linię na górę. Ruszam za nim. W niektórych momentach paraliżuje mnie strach. Idę jednak na wędkę, więc jestem bezpieczny. Nie ma się czego bać, on przeszedł, to ty na drugie nie dasz rady? Powtarzam sobie. Hop do góry i jeszcze trochę... Jak on to poprowadził? Zastanawiam się i gratuluję Kubie załojenia lodospadu. Żałujemy, że plecaki zostały na dole ponieważ dalsza droga na Sławkowski aż się prosi do zdobycia.
Dwa szybkie zjazdy i ruszamy dalej.
Załojone!
Humory dopisują, czas postarać się o sponsora :p.
Pobliska Viverka to dobry poligon treningowy. Kto prowadzi pierwszy? Pyta Kuba. Chyba moja kolej. Nie chcę ale muszę. Czas wyjść ze strefy komfortu i spróbować swojego pierwszego WI 4.
Lodospad Veverkow
Bałem się, spociłem się, długo to trwało... Do tego wkręcanie śrub, gdy trzymasz się na zmęczeniu jedną ręką dziaby. Było ciężko. Nie poddałem się jednak i wydziabałem swoją drogę do stanowiska!
Udało się!
Zakładamy wędkę i wspinamy się do góry jeszcze kilka razy dla treningu. Spod lodospadu przegania nas wieczorny deszcz (nie ma to jak mżawka w środku lutego). Czas wracać do Krakowa.
Za dwa tygodnie wyruszam znów do Starego Smokowca. Tym razem z Kamilem parkujemy o 7 rano. Spóźniliśmy się kilka minut i niestety trzeba było zapłacić za parking. Polecam wstać wcześniej, ponieważ wtedy można tego uniknąć, a liczą sobie solidnie (5,6 euro). Tym razem nasz cel jest bliżej i podchodzimy tylko godzinę. Jako pierwsze pod dziaby idą dwa bliźniacze lodospady: Prawe Zahradky (WI 3) i Zahradky (WI 5).
Prawe Zahradky
Szybko rozgrzewamy się na prostszym lodospadzie. Czas jednak załoić coś porządnego! Ponieważ Kamil po raz pierwszy wspina się w Tatrach w lodzie, cały zaszczyt prowadzenia spada na mnie.
Lodospad Zahradky, będzie gdzie powalczyć!
Pierwszy wyciąg to łatwe WI 3. Później dwie pionowe lodowe kolumny sprężyły bicka do granic możliwości. Na szczęście lodospad był dość mocno przedziabany, dzięki czemu poszło łatwiej. Piękny wyciąg w pionie. Co więcej strach który jeszcze tak niedawno mnie paraliżował zniknął. Po prostu spokojnie wspinałem się do góry.
Jest radość!
Ostatni krótki wyciąg i pojedynczy zjazd do samego dołu. Tam czeka już zespół toprowców, którzy od razu wbijają się w lodospad.
Kolejny zespół na Zahradkach
Przechodzimy kawałek dalej na pobliski lodospad Viverki. Znów go prowadzę, tym razem trudniejszym wariantem. Czuję, że przewspinane metry nie idą na marne i mam coraz lepsze obycie w lodzie. Na zakończenie kilka wędek dla treningu i niestety czas wracać.
Viverka po raz 2.
Polecam każdemu spróbować tego niesamowitego i niestety bardzo niebezpiecznego sportu. Można go znienawidzić, albo poczekać aż miłość przyjdzie z czasem. Ciężko pokochać wspinaczkę lodową od pierwszego wejrzenia. Mówię tu szczególnie o prowadzeniu.
Czy jeszcze spróbuję? Na pewno, po to kupiłem własne dziaby ;).