- Panowie, na ten najwyższy szczyt wyspy, to tędy?
- Nie ...
- Niemożliwe, przecież z mapy jak nic wynika, że już powinniśmy być w połowie drogi.
- ?!
- Wszystko się zgadza - dwie sympatyczne Polki, w średnim wieku, pochylając się nad mapą, pokazywały nam drogę na szczyt - tylko wysokości nie nabieramy, cały czas tak wzdłuż poziomnicy idziemy, idziemy i ani ciut do góry.
Taki jest właśnie urok lewad. Idzie się cały czas krętą i wąską ścieżką, pośród dzikiej i pięknej przyrody. I cały czas po płaskim.
A co z Polkami? Poczekajcie.
Skąd się wzięły lewady na Maderze?
Madera posiadała wszystko, co niezbędne do uprawy roli. Masę słońca, żyzną ziemię, wilgotny klimat. Ale jak to w życiu bywa, musiał pojawić się problem. Po południowej stronie wyspy brakowało wody. Przybywające z północy deszczowe chmury często zatrzymywały się na stromych zboczach gór i nie docierały na południe.
Typowy krajobraz na Maderze
Pomysł zbudowania lewad - kanałów nawadniających - być może nie brzmi zbyt imponująco i innowacyjnie. Ale wystarczy zobaczyć je na własne oczy, żeby zrozumieć geniusz tutejszych inżynierów. Madera jest bowiem w całości pokryta górami. Dlatego lewady najczęściej prowadzą stromymi zboczami dolin, nierzadko tunelami i wykutymi w pionowej skale wnękami. Można je znaleźć w miejscach dzikich i niedostępnych.
Czasami idzie się tuż nad urwiskiem
Ale zawsze wtedy jest barierka
Aż dziw bierze, kto je stworzył. Tym bardziej, że pierwsze z nich zostały zbudowane w XVI wieku. Ale może się domyślacie? Jak większość monumentalnych dzieł minionych wieków, powstały dzięki niewolniczej pracy i kosztowały mnóstwo istnień ludzkich.
Lewady są wykorzystywane do dziś, niosąc wodę na pola uprawne i zasilając elektrownie. Cała wyspa jest pokryta siecią tych kanałów. Ponoć ich łączna długość przekracza dwa tysiące kilometrów.
A obecnie?
Wzdłuż każdej lewady od wieków prowadziła ścieżka. Pozwalała dostać się do każdej części kanału, udrożnić go lub naprawić uszkodzenia. Teraz chodzą nimi głównie turyści. Stanowią jedną z największych atrakcji wyspy.
Tutaj zawsze jest zielono, nawet w zimie
Las pionowy. Przez środek prowadzi nasza lewada
I trudno się temu dziwić. Nieważne czy bardziej pasują do Ciebie słowa "O tak, lubię chodzić po górach! ... ale tak, żeby się zbytnio nie zmęczyć. I żeby droga była równa". Czy może "Trzeba się tak zajechać, żeby nie pamiętać po co się przyszło. Muszą być przepaście i urwiska." Na pewno znajdziesz dla siebie odpowiednią lewadę.
Ale zacznijmy od początku.
Pachnące moskity
Szliśmy stromą, asfaltową drogą prosto w górę. Oddalaliśmy się od cywilizacji. Już jakiś czas temu minęliśmy ostatnie domy. Wchodziliśmy coraz głębiej w las, który wcale nie przypominał Lasku Wolskiego, czy tym bardziej Kabackiego.
- To może zastosujemy ten środek na odstraszanie komarów, skoro już go wzięliśmy?
- Dawaj.
Przed wyjazdem przeczytaliśmy, że zdarzały się ostatnimi czasami na Maderze przypadki Dengi. To groźna tropikalna choroba, przenoszona przez komary. Lecz to nie jest jej naturalne środowisko. I był środek zimy. Pomimo tego popsikaliśmy się.
Nie minęło pół godziny jak poszedłem w głębszy las. W wiadomym celu. W górę wystrzelały wysokie drzewa eukaliptusowe, pod nogami układała się wąska ścieżka, a wokół było dosyć ...ciasno. Tak, to dobre słowo. Tutaj rośliny myślą racjonalnie. Jak pojawia się w lesie jakieś puste miejsce, to przecież trzeba go wykorzystać. Zarosnąć. To taki wyścig szczurów. Tyle, że w świecie roślin.
Byłem zatem na stronie. Wracając, uświadomiłem sobie, czemu tak dobrze mi tam było.
- Ten las ładnie pachnie. Inaczej niż w Europie.
- Rzeczywiście, ale czy to nie jest przypadkiem zapach tego płynu na komary?
Nocleg na lewadzie
Zaczęło się robić ciemno, zaczęliśmy szukać miejsca na nocleg. Ale po prawej była przepaść, po lewej strome zbocze. A do tego i przepaść, i zbocze porośnięte były gęstymi zaroślami.
- To może rozbijemy się tutaj, na środku ścieżki - zaproponował ktoś z nas.
- E ... Przyjdą turyści, będą chcieli przejść i będzie problem.
- Dadzą radę. Tu jest wyjątkowo szeroko. Poza tym, kto chodzi po lewadzie o szóstej rano?
Kiedy już na spokojnie się położyłem, doceniłem to miejsce. Monotonny, łagodny i cichy szum wody nucił nam do snu.
Podążaj śladem wody
Bardzo polubiłem wędrowanie wzdłuż kanałów na Maderze. Ta ciągła obecność wody tworzyła specyficzny nastrój. Bo nie był to zwykły strumyk, pędzący na oślep po kamieniach, ale woda sunąca, niespiesznie i bez zakłóceń, przez kanał o niezauważalnym stopniu nachylenia. Ona w dół, my w górę. A raczej: ona w tył, my do przodu. Pełna harmonia.
Ma też wędrowanie wzdłuż lewad jedną ważną zaletę. Nawet jeśli gubisz się na spacerze za własnym domem, bo intuicja zawsze Cię zawodzi, tutaj nie zabłądzisz. Wystarczy, że podążasz śladem wody.
Często idzie się w tunelu tworzonym przez gęstą roślinność
A czasami można spotkać takie cudeńka
Albo takie
Którędy na szczyt?
W pewnym momencie natrafiliśmy na dwie sympatyczne panie. Jak już wiecie, pytały nas, czy daleko stad na Pico Ruivo, najwyższy szczyt wyspy. Ich pytanie trochę nas zszokowało. Wszak na Pico Ruivo idzie się zupełnie inną drogą. Ale one od razu pokazały nam na mapie trasę którą wybrały. Rzeczywiście czerwone znaki prowadziły prosto na szczyt.
Lecz nie wzięły pod uwagę, że szlaki, które krzyżowały się na mapie, w rzeczywistości były odległe od siebie o ponad 500m. W pionie. Szlak którym szliśmy wkrótce wprowadzał do dwukilometrowego tunelu z lewadą i wyprowadzał nim na południową stronę wyspy, po drugiej stronie grani.
Wejście do wspomnianego tunelu
Uważaj na głowę!
Lubicie tunele? Zawsze za szybko się kończą? Też tak miałem.
Ale ten tunel był długi. Wystarczająco długi. Przez pierwszy kwadrans, obracając się, można było zobaczyć jasną plamę na horyzoncie, malejącą coraz bardziej. Potem szło się w całkowitej ciemności. A następnie gdzieś z przodu pojawiał się biały punkt. Przez kolejny kwadrans rósł powoli.
Przechodziliśmy go dwa razy, tam i z powrotem. Kiedy zobaczyliśmy już jak wyglądają południowe zbocza gór, musieliśmy znów wracać na północ, żeby następnego dnia ruszyć na najwyższy szczyt wyspy. Ale właściwą drogą.
Marsz tunelem był urozmaicony. Czasami strop był wysoki, pozwalał iść w wyprostowanej pozycji. Ale nie zawsze tak było. Wtedy trzeba było iść cały czas pochylonym.
Ale atrakcji było więcej. Jeśli uda Ci się przejść tak, żeby ani razu nie uderzyć się w głowę (raczej niewykonalne), to masz jeszcze niepowtarzalną okazję potknąć się o wystający kamień, podkłady starych torów albo własne nogi. A jak już potkniesz się, to lądujesz prosto w ... lewadzie.
A jeśli nie lubisz tuneli? Nic nie szkodzi. Nie wszystkie lewady prowadzą przez tunele. A jeśli już prowadzą, to zazwyczaj przez dużo krótsze.
Rajska dolina
Kilka dni później, spędziliśmy kolejną niezapomnianą noc na lewadzie. Rano obudził nas deszcz. Rozstawiony na szybko namiot trochę przeciekał. Zaczęliśmy się zbierać. Deszcz, jakby widząc nasze nieporadne ruchy, zaczął padać jeszcze mocniej.
- Jak tak dalej pójdzie, do wieczora przemoknie nam wszystko.
Ale to na szczęście nie był polski deszcz, który potrafi padać nieprzerwanie dzień, dwa, ile bądź. Polski deszcz jest wytrwały, nie musi odpoczywać. Ten na Maderze na szczęście taki nie był. Po trzech godzinach się zmęczył.
I wtedy zobaczyliśmy jak wygląda wyspa po deszczu. Las zaczął parować, a ptaki na nowo postanowiły śpiewać.
Pod koniec naszego marszu lewadą, dotarliśmy do jednego z najbardziej niezwykłych miejsc na wyspie.
Wodospad od drugiej strony
Podczas tygodniowego pobytu na Maderze byliśmy tylko na dwóch lewadach - Caldeirão Verde i Levada da Janela. Ale ich urok mnie oczarował. Na pewno jeszcze tu wrócę.